#51 Kilchoman Machir Bay
Dzisiejsza recenzja to powrót na wyspę Islay. Dawno nie było żadnego potężnego torfiaka, także przyda się odrobina urozmaicenia. Chociaż próżno szukać tu oznaczeń wiekowych producent zapewnia, że Machir Bay leżakuje od 5 do 6 lat. Ponad 90% maturacji odbywa się w beczkach po burbonie i jest to ich pierwsze napełnienie. Ostatnie kilka tygodni dla większych doznań smakowych spędza w beczkach po sherry Oroloso. Siła torfowości zawarta w butelce to 50 ppm (cząstek fenoli na milion). Jest to dokładnie tyle, co u Ardbeg 10yo czy Ardbeg Uigeadail. Czyli nie rekordowo, ale naprawdę sporo. Fani silnego posmaku dymu i sadzy powinni poczuć się zaspokojeni. Zabutelkowana została z mocą 46%.
W zapachu dym i torf, ale nie tak mocny, jak się tego spodziewałem. Przebiją się cytrusy. Dość świeża. Na początku uderza pikantnością na czubku języka. Z czasem mięknie. W smaku czuć sporo słodu jęczmiennego. Wyczuwalne wędzone mięso. Sól. Morska bryza. Torf jakby zamazany, nie jest głównym aktorem w tym przedstawieniu. Brak mu mocy i intensywności. Pozwala wyjść na wierzch innym smakom. Whisky jest dzięki temu nieźle zbalansowana. Nigdy bym jednak nie wpadł, że mamy tutaj do czynienia z tym samym poziomem torfowości co u Ardbegów. Czekolada, orzechy i lawenda. Nieco płytka. Finisz nieco korzenny. Sporo dymu i pieprzu. Poczułem też sparciałą beczkę. Stosunkowo krótki.
Ceny za tą butelkę zaczynają się od 200 złotych. Mówiąc szczerze, jest wiele innych pozycji torfowych whisky z Islay, które wybrałbym w tej cenie. Oprócz dobrego balansu ten single malt nie zaprezentował się z najlepszej strony. Brakuje mi tutaj stanowczości i ponad przeciętnego smaku. Jest jakby bezpłciowa. Bez głębi, którą chciałoby się nacieszyć. Gwarantuje, że szybko o niej zapomnicie.
Ocena wg serwisu whiskybase: 84/100 wśród 113 oceniających użytkowników
Moja ocena: 75/100