#71 Glenmorangie Bacalta

Moja ocena 81/100

Glenmorangie Bacalta to kolejna już butelka z serii Private Edition. Nad tą linią piecze sprawuje dyrektor destylarni Dr Bill Lumsden. Seria miała swój początek jeszcze w 2010 roku. Prezentowana tutaj butelka to już ósma odsłona z tej kolekcji. Swoją premierę miała 1 lutego bieżącego roku i przyznać muszę szczerze, że jestem chyba ostatnim blogerem, który ją prezentuje.

Bacalta pierwsze 10 lat leżakuje w beczkach po burbonie. Po tym okresie na kolejne dwa lata trafia do beczek po słodkim winie Madeira Malmsey. Jest to najsłodsze wino z archipelagu wysp. Jednocześnie jest tym najbardziej cenionym. Oczko w głowie dla Portugalczyków. Whisky jest niefiltrowana na zimno. Rozlano ją z mocą 46% do butelek o pojemności 700 mililitrów. Cena to około 350 złotych. Co ważne, uwaga, jest to edycja mocno limitowana i na polski rynek trafiło jedynie około 400 butelek.

Kolejna już whisky, w której w zapachu dominują owoce. Ponadto kremówki, wanilia. Czuć nasz tradycyjny polski wiśniak. Przebija się również niestety alkohol. W smaku owocowa. Słodkie ciasto. Sporo jabłek, śliwki i wiśni. Zgrabna, ale niczym szczególnym mnie nie ujęła. Jest odrobinę pieprzna. Zasługa finiszowania w Maderze. Dalej wanilia i imbir. Finisz bardzo wytrawny. Winny. Rozgrzewający, ale krótki. Ogólnie whisky bardzo poprawna, grzeczna i przyjemna. Łatwo przyswajalna. Aż tyle i tylko tyle. Nic specjalnego sobą nie reprezentuje.

Pozycję mogę polecić jedynie kolekcjonerom. Wartości smakowe natomiast z pewnością nie są warte jej ceny. Do piątkowego picia polecam wcale nie gorsze Quinta Ruban i Lasante. Butelka raczej do postawienia w barku, by cieszyć oko. Ewentualnie do sprzedaży, chociaż jakoś bardzo dużej wartości to ona raczej nie zyska.

Ocena wg serwisu whiskybase: 85,9/100 wśród 110 oceniających użytkowników

Moja ocena: 81/100

Komentarze